Kiedyś poszłam do sklepu, aby kupić dzieciom buty. Nagle słyszę, że przy kasie wrzask się podniósł. Dwie kobiety wykrzykują po polsku do Murzynki, żeby im mniej policzyła. Wydało im się, że za drogo zapłaciły. Tamta oczy wytrzeszcza, nie rozumie, o co im się rozchodzi. One jakby nigdy nic, powtarzają w kółko swoje. Zdenerwowało to w końcu ekspedientkę i jak nie wrzaśnie:
   - Gierary hier!*
     Znaczy się: wynoście się stąd.
     A one nic, dalej swoje.
     Podeszłam do nich i mówię:
   - Czy do cna żeście ogłupiały? Przecież ona nic nie rozumie. Tylko wstyd i widowisko robicie z siebie.
     One jeszcze mnie napadły.
   - Czarna, bo czarna, ale ludzką mowę rozumieć powinna.
     I tłumacz tu głupim babom. Uciekłam ze wstydem ze sklepu.
     Kto chce się nauczyć trochę angielskiego, to ma sposobność. Szkół wieczorowych nie brakuje, gdzie nauka bezpłatna. Dużo książek, które można kupić za parę dolarów. Trzeba tylko chcieć. Ale niektórzy wolą swój czas w tawernach czy na innych uciechach spędzać. Są tu już długie lata, a ani w ząb nie umieją języka. Nawet do dziesięciu nie policzą.

     Dżan po mnie co tydzień przyjeżdżał. Chałupę ma wyczyszczoną aż się błyszczy, uprane, ugotowane. Zapomniał już nawet, że kiedyś chciał się żenić. Baba mu na co dzień nad uchem nie skrzeczy, a wygodę ma - i co najważniejsze - za nic nie płaci.
     Jak już parę miesięcy ta nasza miłość trwała, kiedyś mówię do niego delikatnie, że mnie co prawda na tym ślubie nie zależy, ale chciałabym go wziąć dlatego, że muszę dzieci ściągnąć. Do tego musowo trzeba mieć zieloną kartę. Mruknął niewyraźnie, że jeszcze jest czas i że nie ma się z czym spieszyć.
   - Aleś głupia! - mówię do siebie. - Nauczyłaś chłopa, że bez ślubu może mieć to samo, co po ślubie, a nawet jeszcze lepiej, to teraz mu nie spieszno. Czekaj, człowieku, czekaj tatka latka. - Naburmuszyłam się trochę.
     Ale cóż, dużo nie mogłam mu nagadać w obawie, że się jeszcze obrazi i zerwie ze mną. Takich panienek jak ja to wszędzie na kopy. Bez trudu znajdzie nową. Zmilczałam. Zrozumiałam, że co sama zepsułam, trudno będzie teraz naprawić.

     Jak na moje zbawienie zaczęli pisać w gazetach, że tym wszystkim ludziom, którzy są tu nielegalnie, pozwolą zostać i dadzą zielone karty. Szum się zrobił, bo takich nielegalnych to są miliony. Pomiędzy nimi i Polacy, którzy do kraju nie mają wracać ochoty. Kto może, to z Polski ucieka. Nawet są tacy, co wyjeżdżają do Meksyku, a stamtąd przez zieloną granicę ich do Ameryki przeprowadzają.
     Narażają się ludzie na poniewierkę, a nawet na śmierć, bo to i zastrzelić mogą. Jak to ogłosili, to dużo ludzi zaraz postanowiło zostać i czekać, co ta nowa ustawa przyniesie. Ja też poweselałam, bo może akurat bez kłopotów i bez dolarów będzie można pobyt załatwić.

     Miałam najbliższą przyjaciółkę, przed którą jak przed księdzem w konfesjonale wszystkie swoje zmartwienia wykładałam. Ona też wszystko o sobie mi mówiła.
     Kiedyś przychodzi do mnie z płaczem, bo ją bojfrend zostawił. Do Polski wyjechał. Dwa lata ze sobą żyli. Obiecywał jej, że się pobiorą i na stałe tutaj zostaną. Ale widocznie coś mu się odmieniło, bo któregoś dnia po cichu się spakował i do Polski czmychnął. Nawet się z nią nie pożegnał. Rozpaczała bidula. Płakała. Nijak nie mogła zapomnieć tego, co tam między nimi było. Zali mi się jej zrobiło, że taka sama na świecie została i do tego oszukana.
     Zaproponowałam, żeby na sobotę i niedzielę że mną pojechała do Dżana. Na słoneczku posiedzi, odpocznie. Zgodziła się chętnie i pojeŹchałyśmy. Zaraz po godzinie smutek ją odszedł. Do Dżana zaczęła oczami przewracać, chwalić go, wzdychać zazdrośnie, jakie to mnie szczęście spotkało. Mówiła, że na pewno tego uszanować nie umiem, bo ona to by na paluszkach koło niego chodziła, gdyby ją takie szczęście spotkało. Dżan tylko sapał zadowolony, no bo który chłop nie lubi, jak go chwalą? Jak już mieliśmy się zbierać z powrotem do domu, to ona mówi, że tak jej tutaj dobrze, że najchętniej to by parę dni została, aby odpocząć.
   - A co z robotą? - pytam.
   - Och, parę dni wolnego sobie załatwię i po krzyku.
     Dżan, jak na człowieka uprzejmego przystało, powiedział, że nie ma nic przeciwko i że jemu też będzie miło, gdy zostanie.
     Zaczęło mi się to nie podobać, pomyślałam, czy czasem między nimi jakieś zmowy nie ma, lecz co mogłam poradzić? Zostać nie mogłam, bo do pracy iść muszę, więc odjechałam sama. Szybko poczułam, że coś się stało. Dżan do mnie przestał dzwonić. A jak w sobotę sama zadzwoniŹłam, żeby się upewnić, czy po mnie przyjedzie, to zaczął kręcić, że nie ma czasu i żebym nie przyjeżdżała. Zorientowałam się, że między nimi coś tam zaszło i ja jestem już niepotrzebna.
     Powiedziałam jemu, co o tym sądzę, o niej to już słyszeć nie chciałam. Było mi smutno. Za jednym zamachem straciłam przyjaciela i przyjaŹciółkę. Rozpaczać to już tak nie rozpaczałam. Pomyślałam sobie, że nie ma po kim. Co jest wart taki człowiek, który za pierwszą lepszą spódnicą poleci? Dobrze nawet, że tego ślubu nie było. Wtedy dopiero bym wyglądała!

     Któregoś dnia niespodziewanie dostaję list od Franusia. Pisze mi ten wiarołomca:

    Kochana Żono!
     Pan Bóg nawet największym grzesznikom przebaczył, to myślę, że mi i ty jako kobieta wierząca i światowa przebaczysz. Zbłądziłem, ale się przyznaję do tego i twoich grzechów, choć mi pisali o tobie, jak się prowadzasz nie wypominam, ale przebaczam. Przebacz i ty mnie. Tamte rozwody ani śluby nieważne, bo z tobą jedną ślub brałem przed ołtarzem i tylko tyś mi jest prawdziwą żoną. Krzywd ci nie pamiętam. Chcę, żebyśmy odtąd żyli w uczciwości, jak na katolików przystało. Tamtą wygnałem z domu, bo do niczego się nie nadawała. Cały dzień to by tylko przed lustrem stała, a pożytku z niej żadnego. Nie dbała o mnie ani o dzieci. Jeszcze zaraza co mogła, to z domu wyniosła, tak że z powrotem to się nie spiesz, bo pieniędzy trzeba, a tu nie ma skąd brać, gdyż drożyzna straszna. Ja tu sobie radę daję, dzieci już duże, a i babka co nieco pomaga. Tak, że się bez ciebie jakoś jeszcze obejdziemy. Ty tylko się niczym nie martw, pracuj, a jak już dolarów nazbierasz, żeby na wszystko starczyło, to wrócisz. Ja już więcej nić pobłądzę i omotać się nie dam. Wierność i miłość ci przysięgam po grób. Całuję cię, żono, i dobrym słowem pozdrawiam.
                                                                                                   Twój mąż Franio

     Jak przeczytałam, to omal mnie szlag nie trafił. Sam rozwody przeprowadzał, śluby brał, a teraz jeszcze mi łaskawie przebaczenia udziela. Moją krwawicę tamta przepuściła, a ten jak gdyby nigdy nic do roboty mnie jeszcze będzie namawiał. Dobrze, że jakiegoś hasła nie zdjął z płotu i nie przysłał. A tych haseł to w Polsce na każdym murze pełno oblepionych. Myślałam chwilę, jak mu to odpisać. Zadowolona byłam, że nareszcie tę babę przepędził. Ale przecież nie mogę mu o tym napisać, ani o tym, że się cieszę. Jeszcze by drugi raz to samo zrobił. Jam nie ksiądz, żeby od razu rozgrzeszenie dawać. Niech poczeka i odpokutuje za swoje winy.
     Jak tylko wróciłam z roboty, to siadłam i zaczęłam pisać list:

    Teraz to mnie żoną nazywasz, chcesz nowe życie zaczynać, szkoda, że tak późno, że przedtem o tym nie pomyślałeś, zanim telegram z zawiadoŹmieniem o swoim ślubie mi przysłałeś. Ja tutaj nie na wczasy jechałam, ałe żeby tobie i dzieciom byt poprawić. Jak dziki koń pracowałam. Jak chorowałam, to mi nie miał kto szklanki wody podać. Jedzenia sobie odmawiałam, wszystkiego, żeby tylko tobie i dzieciom niczego nie brakło. Ty, jak dopiero bieda cię przycisnęła, przypomniałeś sobie, że masz żonę. Przedtem to tylko widziałeś paczki i dolary. Grzechy mi wypominasz, ale traktorem jeździsz i kultywatorem ziemię uprawiasz, w amerykańskich koszulach chodzisz.
     Żona to najbardziej by ci taka odpowidała, co by tyle dolarów nawiozła, żebyś ledwie na furę w dwa konie zaprzężone zabrał. Już ja taka głupia nie jestem jak przedtem. Pieniędzy, ile trza, to wyślę, bo mamy dzieci, ale o zbytkach to zapomnij. Jak z nami będzie, to jeszcze nie wiem. ale żebyś wiedział, że ja nie taka mściwa i krzywdy ci mojej do grobowej deski pamiętać nie będę. Zobaczymy, jak dalej sprawować się będziesz. Jak mi się co lepszego tutaj nie trafi, to może jeszcze wrócę. Zobaczymy.
     Na razie pilnuj dzieci i przykład im dobry dawaj. A ślubu przed ołtarzem to mi nie wypominaj, bo chyba już zapomniałeś jak dwa razy sprzed ołtarza uciekałeś, gdy starościna zapomniała zabrać pieniądze z domu do kościoła, które moje ojce na posag przeznaczyli dla mnie i które starościna ci miała dać, zanim podejdziesz do ołtarza, ze mną. Siłą cię musieli dwie godziny trzymać w zakrystii, zanim umyślny posłaniec nie przywiózł pieniędzy z domu. Ksiądz proboszcz do tej pory mi nie może zapomnieć, że ślub był przez to opóźniony trzy godziny i goście w gospo-dzie koło kościoła upili się ze zgryzoty tak, że jak zaczęły organy grać, to oni „Góralu czy ci nie żal” w domu bożym wyśpiewywali. Takie to było moje wesele z tobą.

     Po napisaniu tego listu jakby mi kamień z serca spadł, bo się swojego żalu pozbyłam i byłam już spokojniejsza o dzieci i majątek. Już nawet o Dżanie zupełnie zapomniałam.

* Z ang. Get out of here! - wynoście się stąd!
 
 
. Zofia Mierzyńska............
 

ARCHIWUM

POLEĆ TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA
 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.